Posiadając iPhoneX a potem (obecnie) iPhone 12 PRO z trybem portretowym zżyłem się bardzo mocno. Używam go chyba najczęściej ze wszystkich dostępnych opcji fotograficznych mojego telefonu, do wyboru mając tryb „zwykły” ZDJĘCIA, tryb PORTRET właśnie oraz tryb PANORAMA, którego praktycznie nie używam w ogóle.
Bo włączając PORTRET otrzymujemy do dyspozycji narzędzie, które bardzo zgrabnie udaje efekt pracy jasnym obiektywem z porządnie otwartą przysłoną dającą w efekcie ładną, miękką, małą głębię ostrości.
No właśnie. Co tak naprawdę stara się robić tryb portretowy w takim iPhonie? Otóż, mniej lub bardziej (na szczęście bardziej) udanie emuluje uzyskiwanie separacji planów, rozmycie tła i zasadniczo „małą głębię ostrości” znaną z fotografii opartej o duże, prawdziwe aparaty fotograficzne, jasne obiektywy i kreatywną zabawę otwieraniem i przymykaniem przysłony.
Efekt takiej fotograficznej zabawy pokazuję na zdjęciu powyżej. To skan negatywu ujęcia, które powstało jeszcze analogowym Nikonem, mniej więcej 20 lat temu 😉 Efekt wspaniałej, analogowej ziarnistości to zasługa wysokoczułego, czarno-białego filmu TMax 3200 Kodaka.
Przepis na piękne, miękkie zdjęcie? Pełna klatka (w analogowych aparatach to nie był żaden wyczyn, to była wręcz „mała klatka”, bo poważny fotograf miał wtedy tak zwany średni format 🤭), teleobiektyw (powiedzmy ogniskowa powyżej 70 mm) i przysłona jasnego obiektywu ustawiona na przykład na f2.0.
Z kolei poniżej przykład zdjęcia, które zrobiłem już jakimś cyfrowym Nikonem, ciągle z jasnym obiektywem, zapewne ulubioną 50-tką otwartą na 1.4. Ps. Modelka to wspaniała Dagmara, a miejscówka to kultowy plener fotograficzny w Drohiczynie, edycja portret z Mistrzem Gregorem Laubsch. Och, to były czasy :)
No i jak teraz – zapytasz, ma się do tego wszystkiego fotografowanie telefonem, nawet w wersji nowoczesnej czyli smartfonem? Jak się w ogóle ma pełna klatka, jasne obiektywy do małego, ociupeńkiego szkiełka co ledwo wystaje z obudowy Iphona czy innego Samsunga. Masz rację – nijak 😂
Z drugiej strony, jakoś Ci producenci starają się dać Ci do ręki coraz lepiej udający te duże aparaty narzędzie. Od Ciebie zależy w dużej mierze czy będziesz z niego umiał czy umiała skorzystać. Dygresja – te zdjęcia analogiem czy lustrzanką też same się nie robiły. Należało nie tylko się nauczyć tego i owego, ale również zamienić swoje kitowe szkła na jedną, jasną pięćdziesiątkę. Przynajmniej 😉
Wracając do tytułowego oświadczenia o trybie portretowym iPhone 14 PRO. To prawda. Wg mnie, po kilku dniach intensywnych testów ten tryb w najnowszym smartfonie z Cupertino działa na tyle dobrze (a nawet doskonale), że z powodzeniem może „udawać” zdjęcia zrobione lustrzanką.
Rzućmy okiem na zdjęcie poniżej. Gdybym Wam nie powiedział, że zrobiłem je dzisiaj telefonem wyciągniętym z kieszeni kurtki rowerowej może mógłbym podpisać je „Nikon/obiektyw portretowy, etc.”. Ale prawda jest taka – opcja PORTRET w tym modelu Apple jest po prostu świetnie zrobiona.
Działa. Jak widać poniżej, pięknie separuje plany, rozmywa tło, idealnie ostrzy portretowo czyli na oczy. Jakość tak zwanego bokeh (tego rozmycia) jest wyśmienita. Zwróćcie uwagę na takie smaczki jak przejścia ostrości na szaliku czy ścianie budynku. Udawanie optycznej małej głębi ostrości jest zrobione po prostu świetnie. Brawo Apple.
iPhone 14 PRO, tryb portret, 3x (obiektyw 77 mm)
Co jeszcze lepsze – ponieważ cała taka „głębia ostrości” jest tak naprawdę sztuczna (algorytmy, oprogramowanie, etc.) to podczas edycji możemy ją ex-post dowolnie kształtować. Od maksymalnej, przez wybranie „f1.4” do praktycznie ostrego zdjęcia w całości przy „f16”. A jak się domyślacie pomiędzy jest dowolna manipulacja stopniem rozmycia/widoczności tła.
To jest tak zwane BREAKING NEWS. Serio. Tego nie da się zrobić klasyczną lustrzanką. Tam uzyskuje się efekt „małej” lub „głębi” ostrości przez kombinację ogniskowej, wartości przysłony, czasem wielkości matrycy – ale uzyskuje raz na zawsze, nie da się w żaden sposób zmienić stopnia rozmycia tła – no chyba przez edycję zdjęcia w Photoshopie 😉
Podsumowując: tryb portretowy w iPhone 12 PRO działa dobrze, mamy do dyspozycji pracę z powiększeniem (użyciem obiektywu) 1x i 2x. W najnowszym iPhone 14 PRO nie dość, że dochodzi świetny obiektyw 77 mm (prawdziwy teleobiektyw) dając możliwość pracy 3x, to na dodatek sam tryb działa praktycznie bezbłędnie.
Oczywiście od czasu do czasu zdarza się błąd algorytmu, który błędnie określi pierwszy plan, a pewnym ograniczeniem jest to, że odległość do fotografowanego obiektu powinna wynosić ok. 2.5m. Można a w zasadzie trzeba z tym nauczyć się żyć, trudno. To jedyne ograniczenie tego trybu jakie przychodzi mi do głowy. Poza tym – jest to genialne narzędzie zapakowane do małego telefonu.
A na koniec – jako że lubię fotografować jeżdżąc rowerem, przykład z ulubionym rowerem właśnie 😎🚴🏼♂️ Miejsce to skansen gdzieś pod Białowieżą, a aparat z którym biegałem tam jak szalony to tytułowy iPhone 14 PRO. Telefon wyciągnięty z tylnej kieszeni kolarskiej kurtki.
Nie bardzo wyobrażam sobie jeżdżenie z zestawem Nikon + Nikkor o wadze powiedzmy 2 kg. Dziękuję Apple za mały, zgrabny i sprytny telefon, który potrafi robić taaaakie fajne kadry. Dla mnie, profesjonalnego fotografa – naprawdę wystarczająco dobre. Powiem więcej – wręcz świetne.